Witam ponownie po bardzo długiej przerwie i na wstępie przepraszam za opóźnienia dotyczące wpisu, a dokładnie części mojego opowiadania, które właśnie dzisiaj zacząłem pisać. Mam nadzieję, że chociaż po części opowiadanie przypadnie Wam do gustu. Postaram się, aby każdy kolejny rozdział i wpis był coraz to przyjemniejszy w czytaniu.
Rozdział I
- Piękny dzień się nam zapowiada. Jeżeli pogoda nie zmieni się na najbliższe
dni, to wybiorę się gdzieś z moimi dzieciakami. Dzisiaj mamy środę… Ej, Thared,
kiedy szef odpuszcza nam warty?
- Zmiana warty nastąpi pojutrze i w sobotę. Cosik mi się
zdaje, że szefuncio chciał nam zrobić na złość, bo według czarodziejskich
prognoz mają być same burze na te dni, że ani wychylić nosa zza drzwi! – Odrzekł
ponuro Thared.
- Ty i ci twoi brodaci przebierańcy. Mówiłem, żebyś nie wydawał
pieniędzy na te bzdety, a teraz miast chleba obgryzasz ściany swojej chałupy,
ot co! – Odparł niższy.
- Mi doradzasz, a sam przez własną głupotę żeś o mały włos nie spadłeś na dno. Jak trzeba być głupim, by powierzyć swoje
pieniądze jakimś ludziom z przypadku! Idiota!
Niższy strażnik nie wytrzymał. Odrzucił włócznię na bok, nie
myśląc o przykrych konsekwencjach, jakie jego spotkają. Zresztą nie tylko
jego. Rzucił się z pięściami, uderzając boleśnie w twarz wyższego mężczyznę.
Uderzony cofnął się na parę kroków, po chwili otrzymując kolejny cios w to samo
miejsce. Tym razem jednak nie cofnął
się, tylko wykonał kontratak. Pchnął go potężnie drzewcem włóczni w brzuch, aż
do tego stopnia, iż ten drugi padł na ziemię skulony trzymając się za brzuch.
Był wściekły. Pragnął dokładki dla
tamtego, jednak nie zdołał już wykonać żadnego ruchu. Padł jak kłoda na blanki,
by po chwili spaść z hukiem na ziemię. Skulony to widział i rozpoznał khanyjską
strzałę.
###
- Panie, według mnie powinniśmy zaczekać na dalsze ruchy
Khanu, gdyż jak dobrze wiemy, brzegi Lyrathi są pod ciągłymi atakami ze strony
tegoż państwa. Nic w tym dziwnego, skoro sami sobie na to zapracowali, mój
królu. – Spojrzał na władcę, który niewiele z tego rozumiał, oceniając po jego
mimice twarzy. - Kilkadziesiąt lat temu, kiedy koronę Lyrathi nosił Hallif II, kraj
ten był wtedy niezwykle bogaty gospodarczo i militarnie, a to za sprawą złota,
jakie wtedy wtedy owy kraj trzymał w skarbcu. Pewnie waszej miłości nasuwa się
pytanie: skąd zdobyli to złoto? Rację bytu w dzisiejszym świecie zawdzięczają
wyprawom mającym na celu grabienie państw południowych. Nie minęło kilka lat, a
pojawił się człowiek, który położył kres najazdom. Niszczył każdą galerę, jaka przybywała z
wojskiem, doszczętnie pozbywając się ogniem statku, a także załogi. Król, który
nagle uświadomił sobie powagę problemu, zwołał naradę wojenną. Z wszystkimi żołnierzami, jakimi Lyrathia
posiadała, wyruszył na ostateczne pozbycie się awanturników. Tamci byli już o
tym powiadomieni, jednak za późno. Ludzie południa stracili praktycznie
wszystko. Hallif zajął znaczne obszary
Voronvu, dawniejszego państwa południa.
Zostawił połowę wojska, a z drugą wrócił do kraju, gdzie po kilku latach
panowania zmarł na niewyjaśnioną do tej pory chorobę. Wtedy zapanował nowy król, dosyć nieudolny i
tchórzliwy. Wykorzystali to południowcy, którzy cały czas byli pod zaborami
morskiego państwa. W ten sposób powstało nowe, ogromne i potężne dziś znane
państwo – Khan, które zapewne postanowiło odegrać się Lyrathiańczykom za tamte
dni. Królu, według mnie nie powinniśmy mieszać się do nie naszych spraw, poza
tym niemądrym posunięciem byłoby uszczuplać siły zbrojne. Trwamy w wojnie, wschodnie plemiona dają się nam we znaki.
Musimy myśleć o sobie w tych niespokojnych czasach, inaczej prędzej czy później
Denarg zostanie usunięty z map.
Król spojrzał na widok, który rozciagał się za oknem. Stolica Denargu, Tregor, była bardzo
zaludnioną stolicą. Wszędzie prowadzono rozmowy, śmiano się i pito. Ludzie kochali swego
króla, który stawiał sobie jakość życia mieszkańców królestwa wysoko. Bronił ich, kiedy w lasach bandyckie grupy
napadały na przejezdnych. Troszczył się,
kiedy ludzie głodowali i chorowali. A teraz… Miał narazić ich na ogromne niebezpieczeństwo,
jakie uderzało do nich z zachodnich gór i Północy. A on był wrażliwym królem, nie ścierpiał,
gdyby jego ludowi działa się krzywda. Po prostu. Spojrzał na swego doradcę,
kiwając głową.
- W tych niespokojnych czasach trzeba dbać o siebie i swoje
królestwo. Dobro królestwa przede wszystkim.
____________________________________________________________________________
A pro po opowiadania - zachęcam do wzięcia udziału w konkursie na najlepsze opowiadanie o tematyce fantastycznej. Wszystkie szczegóły dotyczące konkursu znajdują się na www.gospoda-pod-zielonym-smokiem.phorum.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz