środa, 2 maja 2012

Trochę własnej twóczości...


Witam ponownie po bardzo długiej przerwie i na wstępie przepraszam za opóźnienia dotyczące wpisu, a dokładnie części mojego opowiadania, które właśnie dzisiaj zacząłem pisać. Mam nadzieję, że chociaż po części opowiadanie przypadnie Wam do gustu. Postaram się, aby każdy kolejny rozdział i wpis był coraz to przyjemniejszy w czytaniu.
Rozdział I

- Piękny dzień się nam zapowiada.  Jeżeli pogoda nie zmieni się na najbliższe dni, to wybiorę się gdzieś z moimi dzieciakami. Dzisiaj mamy środę… Ej, Thared, kiedy szef odpuszcza nam warty?  
- Zmiana warty nastąpi pojutrze i w sobotę. Cosik mi się zdaje, że szefuncio chciał nam zrobić na złość, bo według czarodziejskich prognoz mają być same burze na te dni, że ani wychylić nosa zza drzwi! – Odrzekł ponuro Thared.
- Ty i ci twoi brodaci przebierańcy. Mówiłem, żebyś nie wydawał pieniędzy na te bzdety, a teraz miast chleba obgryzasz ściany swojej chałupy, ot co! – Odparł niższy.
- Mi doradzasz, a sam przez własną głupotę żeś  o mały włos nie spadłeś na dno.  Jak trzeba być głupim, by powierzyć swoje pieniądze jakimś ludziom z przypadku! Idiota!
Niższy strażnik nie wytrzymał. Odrzucił włócznię na bok, nie myśląc o przykrych konsekwencjach, jakie jego spotkają. Zresztą nie tylko jego. Rzucił się z pięściami, uderzając boleśnie w twarz wyższego mężczyznę. Uderzony cofnął się na parę kroków, po chwili otrzymując kolejny cios w to samo miejsce.  Tym razem jednak nie cofnął się, tylko wykonał kontratak. Pchnął go potężnie drzewcem włóczni w brzuch, aż do tego stopnia, iż ten drugi padł na ziemię skulony trzymając się za brzuch. Był wściekły. Pragnął dokładki  dla tamtego, jednak nie zdołał już wykonać żadnego ruchu. Padł jak kłoda na blanki, by po chwili spaść z hukiem na ziemię. Skulony to widział i rozpoznał khanyjską strzałę.

###

- Panie, według mnie powinniśmy zaczekać na dalsze ruchy Khanu, gdyż jak dobrze wiemy, brzegi Lyrathi są pod ciągłymi atakami ze strony tegoż państwa. Nic w tym dziwnego, skoro sami sobie na to zapracowali, mój królu. – Spojrzał na władcę, który niewiele z tego rozumiał, oceniając po jego mimice twarzy. -  Kilkadziesiąt lat temu,  kiedy koronę Lyrathi nosił Hallif II, kraj ten był wtedy niezwykle bogaty gospodarczo i militarnie, a to za sprawą złota, jakie wtedy wtedy owy kraj trzymał w skarbcu. Pewnie waszej miłości nasuwa się pytanie: skąd zdobyli to złoto? Rację bytu w dzisiejszym świecie zawdzięczają wyprawom mającym na celu grabienie państw południowych. Nie minęło kilka lat, a pojawił się człowiek, który położył kres najazdom.  Niszczył każdą galerę, jaka przybywała z wojskiem, doszczętnie pozbywając się ogniem statku, a także załogi. Król, który nagle uświadomił sobie powagę problemu, zwołał naradę wojenną.  Z wszystkimi żołnierzami, jakimi Lyrathia posiadała, wyruszył na ostateczne pozbycie się awanturników. Tamci byli już o tym powiadomieni, jednak za późno. Ludzie południa stracili praktycznie wszystko.  Hallif zajął znaczne obszary Voronvu, dawniejszego państwa południa.  Zostawił połowę wojska, a z drugą wrócił do kraju, gdzie po kilku latach panowania zmarł na niewyjaśnioną do tej pory chorobę.  Wtedy zapanował nowy król, dosyć nieudolny i tchórzliwy. Wykorzystali to południowcy, którzy cały czas byli pod zaborami morskiego państwa. W ten sposób powstało nowe, ogromne i potężne dziś znane państwo – Khan, które zapewne postanowiło odegrać się Lyrathiańczykom za tamte dni. Królu, według mnie nie powinniśmy mieszać się do nie naszych spraw, poza tym niemądrym posunięciem byłoby uszczuplać siły zbrojne. Trwamy w wojnie,  wschodnie plemiona dają się nam we znaki. Musimy myśleć o sobie w tych niespokojnych czasach, inaczej prędzej czy później Denarg zostanie usunięty z map.
Król spojrzał na widok, który rozciagał się za oknem.  Stolica Denargu, Tregor, była bardzo zaludnioną stolicą. Wszędzie prowadzono rozmowy,  śmiano się i pito. Ludzie kochali swego króla, który stawiał sobie jakość życia mieszkańców królestwa wysoko.  Bronił ich, kiedy w lasach bandyckie grupy napadały na przejezdnych.  Troszczył się, kiedy ludzie głodowali i chorowali. A teraz… Miał narazić ich na ogromne niebezpieczeństwo, jakie uderzało do nich z zachodnich gór i Północy.  A on był wrażliwym królem, nie ścierpiał, gdyby jego ludowi działa się krzywda. Po prostu. Spojrzał na swego doradcę, kiwając głową.
- W tych niespokojnych czasach trzeba dbać o siebie i swoje królestwo. Dobro królestwa przede wszystkim.
____________________________________________________________________________

A pro po opowiadania - zachęcam do wzięcia udziału w konkursie na najlepsze opowiadanie o tematyce fantastycznej. Wszystkie szczegóły dotyczące konkursu znajdują się na www.gospoda-pod-zielonym-smokiem.phorum.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz